sobota, 27 października 2012

O jesieni w Kanadzie i ThanksGiving, cz.I


    
Pokochałam jesień. Tylko tą kanadyjską. Bo żyje intensywnością kolorów, krwistą czerwienią i liśćmi  w kolorze syropu klonowego, spływającego w świetle ciepłego słońca. I pomarańczą dyni na każdym kroku, pod każdymi drzwiami domów i witryn sklepowych.



Burlington, Guelph, Meaford, Toronto, Halifax-Nowa Szkocja, Langdon Hall, Thanks giving, Bat Mitzvah. Dwa tygodnie, a jakby jeden dzień. Pierwszy raz jestem w tym miejscu razem z mamą, która wraz z powrotem do Polski, pożegnała się z tym krajem. Widzę jej wspomnienia tlące się w głowie. Wspomnienia swoich 3letnich wakacji i wspomnienia moich narodzin. Obserwuję ją jak usilnie próbuje przypomnieć sobie chwile, miejsca i ludzi. Ale to już nie to samo miejsce i domy już inne....
Ja poznaję drugi raz moją drugą ojczyznę i wciąż ją odkrywam.
Każdy się przyjaźnie uśmiecha, a ja buduję wspomnienia na nowo.

   Najpierw BURLINGTON. Pamiętam to miasto sprzed roku. Wciąż jest tak samo spokojne i niewzruszone. Wszystko jest tu słodkie i powolne. Nerwy są  niewskazane. Burzą idealny spokój tego miejsca i widok domków, przypominających pałacyki z bajek....

(Słodkie witryny na zapowiadające nową bezglutenową cukiernio-piekarnię)

Potem Guelph. Wypełnione fabrykami i magazynami. Wysoko, ponad wystaje katedra. Podobna do tej naszej- europejskiej paryskiej Notre Dam. Dużo tu studentów. Rozpoznacie ich po krótkich spodenkach. Choćby pogoda była jak na Alasce, trudno jest im się chyba pożegnać z tą częścią garderoby. Może to wyznaczanie nowych trendów, albo nowy sposób na uodparnianie organizmu ? Nie wiem.
Stąd już niedaleko do najlepszej restauracji w hotelu SPA, czyli do Langdon Hall.
   W setce najlepszych restauracji, czemu się wcale nie dziwie. Homar ze słodkim groszkiem sprzed roku jeszcze dziś powoduje miłe drżenie na języku . Tym razem smak dania mi nieznany. Pieczony Arctic Char. Idealnie rozpływający się w ustach. Coś pomiędzy łososiem, a doradą.  Wykwintność dania podkreśla delikatne wina. Wchodzi jak woda, więc muszę zdjąć obcasy. Na deser trufle i małe, za to obficie wypełnione czekoladą, brownies. Rozkosz trwająca bezlitośnie tylko chwilę.


 

THANKSGIVING

Przed wyjazdem w nieznane, przygotowujemy prezent. Dipy do krakersów w trzech postaciach. Moja mama chrzestna wzięła się za łososia, ja zrobiłam guacamole oraz pastę z orzechów i fety. 


ThanksGiving spędzamy już gdzie indziej. To Meaford. Lalki tu wiszą na każdej latarni. Przypomina to nasze polskie dożynki. Jedna postać ciągnie drugą w górę i tak całą ulicę.Bawi i przeraża jednocześnie. Oprócz tego dużo lasów i kolorów. Ogromne jezioro Georgian Bay, nad którym położony jest domek znajomych, ciągnie się aż po horyzont. Trudno jest tu rozróżnić błękit nieba od błękitu wody.
 Surowy indyk jeszcze leży w soli i cukrze(sposób na wilgotniejsze mięso). Dziwne...myślalałam, że jako główny bohater wieczoru, powinien dawno już siedzieć w piekarniku. Tak jak jest zawsze na filmach. Tymczasem każdy siedzi nad instrukcją urządzenia do szybkiego przygotowania indyka. Burczy mi w brzuchu i tracę nadzieję na kolację. Oglądamy wszyscy film, choć bardziej od losu bohatera filmu, obchodzi mnie los gwiazdora wieczoru(indyka). W końcu, wykończona myśleniem, zapadam w sen...budzi mnie wołanie na kolację i lekko otępiała idę do stołu. Ku mojemu zaskoczeniu wszystko jest gotowe.




   Podano  tłuczone ziemniaki w dzbanie (takie puree), pieczoną dynię z ziołami, fasolkę usmażoną na surowo, no i naszego bohatera w towarzystwie świeżej żurawiny. Przed zjedzeniem każdy musi za coś podziękować.
W myślach dziękuję, że urządzenie zadziałało i widzę upieczonego indyka (po  jedynie półtorej godziny). Halleluyah !


Miłe, amerykańskie zakończenie wieczoru, czyli apple pie i pumpkin pie. Oczy zachodzą mgłą i zapadam w ciężki sen.
Przed nami jeszcze Toronto, Nowa Szkocja i wiele innych miejsc i opowieści, o których chętnie napiszę Wam w następnym poście.

Tymczasem życzę Wam udanego Halloween i podaję mój ulubiony przepis na ciasto dyniowe (zapożyczone z bloga Kwestia Smaku)

Składniki:
-2 jajka
-200g mąki
-3/4 szkl. cukru (około 180 g), można dać mniej + dwie duże łyżki cukru waniliowego
-150 ml oleju roślinnego
-250 g startej na tarce surowej dyni
-po 600g wiórków kokosowych i zmiadżonych płatków migdałowych
-1 pokrojona brzoskwinia (świeża lub z puszki)
- 1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
-ja dodaję też łyżeczkę cynamonu *
Do kremu i dekoracji:
-listki czekoladowe
- opakowanie philadeplhi
-50g masła miękkiego
-1/2 szkl. pudru



Robimy krem. Ucieramy serek z masłem na bardzo puszystą masę. Nastepnie  powoli dodajemy cukier i cały czas miksujemy. Gdy krem będzie już gęsty i puszysty- odstawiamy do lodówki i robimy ciasto. Przesiewamy do miski mąkę i proszek. Oddzielnie ubijamy jajka, aż do uzyskania puszystej piany. Cały czas miksując, wsypujemy powoli cukier i (kiedy masa będzie już gęsta) dolewamy powoli olej. Dodajemy stopniowo dynię, wiórki, cynamon*, płatki i przesianą mąkę. Mieszamy i dodajemy brzoskwinię. Wylewamy na natłuszczoną tortownicę lub blachę. Pieczemy ok. 1h, aż patyczek będzie suchy. Wyjmujemy z piekarnika, studzimy i kroimy na pół. Do środka dodajemy 2/3 kremu. Resztę masy nakładamy na wierzch ciasta. Dekorujemy i podajemy :)




16 komentarzy:

  1. "Wchodzi jak woda, więc muszę zdjąć obcasy." :D Urocze. Czekamy na kolejne opowieści, historie z innych krajów, innych kuchni i znad cudzych talerzy też wchodzą nam jak woda :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahah...:) Mam nadzieję, że następną część szybko tu umieszczę!

      Śnieżnie Was pozdrawiam !

      Usuń
  2. Wyprobuje ten przepis na ciasto dyniowe i dam Ci znac jak wyszlo!
    Piekny blog, fenomenalne zdjecia :)
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję:) Koniecznie wypróbuj przepis i napisz jak wyszło!

      Usuń
  3. Pierwsze zdjęcie mnie totalnie zauroczyło! ^^ W ogóle ciasto prezentuje się rewelacyjnie, ale bym takie zjadła, mmm...

    OdpowiedzUsuń
  4. Świetne zdjęcia, bardzo klimatyczne. Ewidentnie w stylu Północnej Ameryki. Tam jak się robi zdjęcia, to zupełnie inaczej wychodzą niż w Europie :)
    Cudnie zastawiony stół na Święto Dziękczynienia! Chciałabym choć raz doświadczyć celebracji tego święta będąc w Stanach lub Kanadzie.

    Czekam na kolejną część relacji.

    Serdecznie pozdrawiam,
    E.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. heh rzeczywiście zdjęcia stamtąd wyglądają inaczej;p A co do święta dziękczynienia- zdecydowanie wolę polskie jedzenie i polskie święta:) Mam nadzieję, że już niedługo pojawi się II część :/ Studia niestety nie pozwalają zająć się tym...ale już nie za długo :)

      Usuń
  5. Takie odkrywanie ma swoje uroki :) Wspaniałe zdjęcia! A jesień kanadyjska faktycznie musi być cudowna! Twojego ciasta dyniowego bardzo chętnie bym spróbowała :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Piekne opisy i zdjecia taakie apetyczne! mniam

    OdpowiedzUsuń
  7. cudowne zdjęcia i piękne ciasto:)

    OdpowiedzUsuń
  8. piękne zdjęcia, wszystkie. A przepis z chęcią wypróbuję.

    OdpowiedzUsuń
  9. Rzeczywiście, taką kolorową jesień można lubić :)
    Dyniowe ciacho bardzo apetyczne.

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję wszystkim za dodane komentarze. Nie bójcie się zadawać pytań. W miarę możliwości odpowiem na wszystkie !

Zobacz inne przepisy

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...